IMGP0001

Dla jedynych sezon się skończył, dla innych nawet nie zaczął. Pomijam tych, dla których w szalonym zapętleniu trwa on bez końca i zazdroszczę. Co tu ukrywać – nadszedł czas powrotu po długim letargu i pomyślałem, iż będzie to dobry pretekst do poruszenia tematu. Z jednej strony zarzucę spostrzeżeniami, z drugiej liczę na polemikę stymulującą przemyślenia. Trenerem nie jestem, bagażu doświadczeń, liczącego pół wieku, również nie posiadam, ale mam garść przeżyć i obserwacji, którymi chciałbym się podzielić i równolegle sprawdzać na własnej osobie...a wszystko w dążeniu do celu

Mateusz Nabiałczyk

Zaczynamy!

Już na wstępie podzielę ludzi i wyróżnię 2 skrajne typy podejścia:

  1. Przerost wręcz chorych ambicji – osobnik nigdy nie przestaje, odpoczywa tylko śpiąc i to max 6h dziennie, żeby się nie zamulić. Jeżeli z jakiegoś, i tak niewytłumaczalnego, powodu wypadł z rytmu treningowego, jedzie od razu po grubości. Życiowe motto „Sukces rodzi się w bólu”.
  2. Brak motywacji, słomiany zapał – nie mam z kim, ale no od jutra to już biorę się za siebie na bank…tylko nie wiem do końca jak. Wątpliwości więcej niż dokonań. Większość czasu spędza na myśleniu, z którego nic konkretnego nie wynika.

Oczywiście myk polega na tym, aby znaleźć złoty środek, krytycznie podejść do samego siebie i NAKREŚLIĆ PLAN DZIAŁANIA. I nie chodzi tu o jakieś ultraprecyzyjne cele zakotwiczone w kalendarzu, jak to sugeruje wielu trenerów i jakże mądrych książek. Na to też przyjdzie czas, ale po kolei. Zacznijmy od ogółu – w perspektywie czasu ma być lepiej, to nasz wspólny cel.

Wypełnianie kwestionariuszy i ankiet, określanie swoich mocnych i słabych stron…ekhm. Przecież w rezultacie i tak chodzi o to, aby prawidłowo się odżywiać, trenować i odpoczywać. Może nawet odejdźmy od określenia „trenować” na rzecz bardziej odpowiedniego, szczególnie w początkowej fazie, „ruszać się”.

To właśnie tutaj dopatrywałbym się kluczowej kwestii. Każdy z nas jest inny, ma odmienne możliwości i preferencje. Jaki zatem jest sens tłuczenia komuś do głowy, że pływanie to najlepszy sport ogólnorozwojowy, podczas gdy ten nie umie pływać, albo najbliższy basen znajduje się 30km od domu. Wystarczy być aktywnym, robić wszystko, na co mamy ochotę, byle w urozmaicony sposób, bez przemęczania, acz z progresją. Druga sprawa to odsunięcie na dalszy plan roweru, który ma być co najwyżej formą uzupełniającą/żeby nie zapomnieć. Odpocznijcie psychicznie od dwóch kółek, budujcie w sobie wiosenny głód. Uwierzcie, że da to lepszy efekt, niż katowanie całą zimę trenażera. Jest tylko jedna gwiazdka – w perspektywie wielu lat, a nie dwusezonowego zrywu. Nie sztuka się wypalić.

Jakbym Was zaczął karmić  codziennie ulubioną potrawą…ile wytrzymacie? Jak bardzo ją obrzydzę i Was zniechęcę? Czy o to chodzi? …no właśnie, a jednak tak wielu amatorów o tym zapomina.

Jak zatem najlepiej przepracować zimę? Po prostu pozostać aktywnym, ale w formie zabawy z zacięciem, a nie podcinania żył. Na to jeszcze przyjdzie czas.

Najlepsze są sporty angażujące całe ciało typu pływanie, siatkówka, piłka nożna, bieganie przeplatane szybkimi seriami ćwiczeń, crossfit, siłownia…można by wymieniać bez końca. Jest tylko 1 zasada – zaczynamy przesadnie delikatnie, uczymy się/przypominamy technikę, a za 2-3 miesiące dopiero bijemy rekordy. Bardzo częstym widokiem jest dalekie od wzorca ruchowego katowanie się „sezonowców”, a przecież my tacy nie jesteśmy. Podejdźmy do tego z głową, chłodną.

Jak optymalnie dobierać aktywności i podnosić obciążenie treningowe? Pierwsza kwestia to przeplatanie budowania siły/wytrzymałości siłowej (siłownia) z rozwijaniem układu krążeniowo-oddechowego (bieganie).  W drugiej kwestii zdania bywają szczególnie mocno podzielone. Stara szkoła mówi o katowaniu się szalonymi objętościami, a znowu najnowsze rozpiski, nie tylko z MensHelfa, sprowadzają się do treningu w pigułce i doszukiwania się błyskawicznych efektów. Jak to zwykle bywa – należy znaleźć złoty środek i wziąć poprawkę na nasze docelowe zmagania na rowerze, gdyż specyfika wyścigu XC na pętli 3km różni się od etapówki w górach. Ale to przecież oczywiste.  Nie zmienia to faktu, że życie potrafi mocno weryfikować nasze plany – jeżeli masz mało czasu, ćwicz intensywniej. Gdy wpadnie luźny weekend – przeciągnij się i zrób od czasu do czasu „cegłę”. Wydaje się, iż jest to najlepsza metoda, aby w tygodniu, gdy nie cierpimy na nadmiar czasu, robić instant trening, w piątek odpocząć - nie na rzecz % - a w weekend przeciągnąć się wytrzymałościowo.

A teraz czas na spięcie pośladków, zarzucenie chomąta na pysk życia i uczynienia go bardziej szczęśliwym.

Budzimy się!

IMGP9777